Adrian wyzdrowiał... ja wstąpiłam do zakonu

"Przed laty w moim rodzinnym domu wydarzył się tragiczny wypadek, w którym ucierpiał dziewięciomiesięczny syn mojego brata, Adrian. Jego stan był bardzo ciężki. Lekarze stwierdzili, że chłopczyk nie przeżyje lub będzie upośledzony. Nie mogliśmy się z tym pogodzić. Jako osoba wierząca, poleciłam Adriana Matce Bożej, do której modliłam się codziennie na różańcu. poleciłam go także św. Ricie, o której wówczas nic nie wiedziałam. Miałam tylko obrazek z jej wizerunkiem podarowany przez koleżankę. Modliłam się więc do niej. Długo czekaliśmy na dobre wieści. Poprawy, niestety, nie było. W końcu nastąpił kryzys. Brat zadzwonił ze szpitala i powiedział, że Adrian umiera. Wtedy przedstawiłam Panu Bogu propozycję układu: jeśli chłopiec wyzdrowieje, to będzie dla mnie znak, że mam iść do zakonu.  Po kilku miesiącach Adrian - ku radości nas wszystkich - wrócił do domu. Lekarze nie mogli uwierzyć w jego wyzdrowienie, gdyż wcześniej przekreślili jego szansę na przeżycie.

Po tych wydarzeniach zaczęłam pracować społecznie, między innymi jako wolontariuszka w hospicjum. Zetknęłam się tam ze śmiercią dzieci, z bólem ich najbliższych. Wobec tak wielkiego cierpienia mogłam jedynie z nimi być, wysłuchać ich i przytulić. Osoby, które straciły dziecko, potrzebowały wypłakać się w czyichś ramionach, wykrzyczeć własny ból. Co ja czułam? Straszną rozpacz. Serce chciało krzyczeć, że to nie jest sprawiedliwe. Nie ukrywałam łez. Płakałam bardzo często. Odczuwałam też wielką bezradność, że nic nie mogę zrobić.

Tak wchodziłam w dorosłe życie. Nurtowało mnie wówczas wiele pytań i nie rozumiałam, dlaczego chore dzieci z hospicjum tak szybko umierają. Czy już teraz rozumiem? Nic. Jednak po tych doświadczeniach mam inny stosunek do cierpienia i śmierci, choć wciąż są dla mnie niepojęte... Do dzisiaj jestem wdzięczna Bogu za to, że postawił mnie w tym miejscu, pośród chorych i umierających ludzi.

Jak już pisałam, zawarłam z Panem Bogiem układ... Adrian wyzdrowiał, więc ja wstąpiłam do zakonu. Do Zgromadzenia Sióstr Augustianek trafiłam jednak w dość zabawny sposób. Kiedy byłam któregoś dnia w Ostrowie Mazowieckim, zobaczyłam, na ulicy siostrę zakonną, której strój spodobał mi się. Nie byłam sama, więc nie ośmieliłam się do niej podejść, by zapytać, z jakiego jest zgromadzenia.
Później odnalazłam w "Leksykonie zakonów' zdjęcie siostry w takim samym habicie. Gdy przeczytałam informację na temat zakonu, pomyślałam, że to chyba jest to, czego szukam. A kiedy po raz pierwszy na zaproszenie sióstr przyjechałam do klasztoru i zobaczyłam wizerunek św. Rity, odebrałam to jako znak od Boga, utwierdzający mnie w moim wyborze. Wiem z pewnością, że wypadek Adriana i praca w hospicjum przyczyniły się do tego, że jestem w tym zgromadzeniu, a św. Rita czuwa nad moim powołaniem".

za: M. Pabis, Koronka do św. Rity, Wyd. Rafael, Kraków 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz