Za życia odstraszająca smrodem z ropiejącej na czole rany, po śmierci pachnąca różami. Niemożliwe skrajności? A jednak między nimi kryje się prawda o św. Ricie "od spraw niemożliwych".
Po ludzku niemożliwe wydaje się odpuszczenie win nie tylko największym prześladowcom, ale i najbliższym, którzy najdotkliwiej potrafią zadać ból. Św. Rita znosiła cierpienie od niewierzącego i porywczego męża i pragnących zemsty za zamordowanie ojca synów. Ale swoją miłością i cierpliwością doprowadziła ich do Boga. Smród grzechu zastąpiła różanym zapachem oczyszczenia, jaki czuje się, przebaczając sobie i innym. W kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie, gdzie znajduje się największy ośrodek kultu św. Rity w Polsce, wierni tłumnie przystępują do spowiedzi przed liturgią sprawowaną ku czci świętej w jej wspomnienie, 22. dnia każdego miesiąca. - Niejedna spowiedź trwa ponad godzinę - opowiada proboszcz o. Marek Donaj OSA. - Ludzie nie chcą prosić z brudnymi rękami.
Płatek w brewiarzu
Ojciec Donaj podczas comiesięcznej liturgii wyczytuje po 600 próśb pątników przyjeżdżających z całego świata. - Teraz w dwa miesiące gromadzi mi się cały karton karteczek, tyle, ile wcześniej zabierałem przez rok. Widzi, jak gwałtownie rośnie kult św. Rity. - Mam w archiwum setki kart chorób, które po ludzku są nie do wyleczenia. A św. Rita pomaga. - Modlenie się za przyczyną świętego bez znajomości jego życiorysu jest bałwochwalstwem - uważa bp Grzegorz Ryś. - Jeśli kogoś czczę to także dlatego, by go naśladować.
Jest pewien, że św. Ritę warto naśladować w tym, co niemożliwe. Brała grzech krzywdzących ją na siebie, nie zostawiając ich samych. - To jest coś więcej niż wybaczenie - uważa. Można sobie wyobrazić, jak nie pamiętając zła innym, zwracała się do Boga słowami psalmu: "Jeśli zachowasz pamieć o grzechach, Panie, któż się ostoi?".
Pierwszą prostą topolową trumnę, w której złożono ciało świętej w klasztorze w Cascii, wykonał stolarz Cicco Barbaro, który za jej sprawą został uzdrowiony z niedowładu rąk. Widoczne na niej malowidło przedstawia świętą z kolcem w dłoni i wbitym w czoło cierniem, przypominającym o koronie cierniowej Chrystusa. - Ten bardzo rzadki stygmat nosiła na czole, które wyznacza widzenie świata i uświadamia, że w sytuacji sponiewierania i bólu ze znakiem Chrystusa można się czuć wybranym, a nie odrzuconym - mówi bp Ryś. Na trumnie św. Rity widnieje informacja, że nosiła ten stygmat 15 lat. Po wysłuchaniu kazania wielkopostnego, wygłoszonego przez franciszkanina, jako jedyna kobieta na ziemi otrzymała otwartą ranę, z której sączyła się krew i ropa. Ze względu na wydzielający się z niej odór prawie cały czas musiała przebywać w ostatniej celi na końcu korytarza klasztoru sióstr augustianek w Cascii. Opiekowała się nią kuzynka. Krew przestała płynąć z jej rany tylko w czasie podróży do Rzymu. Za to po śmierci ciało świętej zaczęło pachnieć różami. W Cascii dzieje się tak też obecnie, kiedy zdarzają się cuda. Z poetyckiego fragmentu traktatu św. Bonawentury "Vitis Mystica" dowiadujemy się, że istnieje związek między krwią a różą: "Każda kropla krwi Ukrzyżowanego tworzy płatek róży Męki Pańskiej". Do sanktuarium św. Rity w Krakowie czy w sercu Paryża, nieopodal placu Pigalle, pątnicy przybywają z różami. Sam o. Marek Donaj ma w brewiarzu płatek róży przywieziony z Cascii, jak podarunek od ukochanej. - Jestem jej wierny jak mężczyzna - uśmiecha się. Ale nie chce, by wierni zatrzymywali się na znakach.
W krużgankach kościoła św.
Katarzyny przetrwał fresk z XV w. przestawiający „Chrystusa w studni”, czyli
wstającego z grobu. – Tylko wątpiący potrzebują znaków – odczytuje wymowę
opowieści zapisanej pędzlem na ścianie. – Maryja, stojąca obok Jezusa, ich nie
potrzebuje, bo ma wielką wiarę. Wielką wiarę ma wielu proszących o łaski. Kilka
dni temu z kamienną różą jako wotum przyjechała babcia z Warszawy, która za
sprawą świętej wyprosiła sobie wnuka. Inna pani ofiarowała obrączkę, bo dzięki
św. Ricie nie załamała się po śmierci męża. Zakonnicy przez internet otrzymują
zawiadomienia o wielu wyproszonych szczęśliwych związkach małżeńskich. –
Chciałoby się, żeby ludzie na naszych oczach rzucali kule, ale najważniejsze
uzdrowienia są niewidoczne dla oczu – mówi ojciec. W szpitalu przy ul.
Skawińskiej, gdzie jest kapelanem, poznał młodą sportsmenkę, która z dnia na
dzień dowiedziała się, że jest ciężko chora. Dużo rozmawiali. Poradził jej, aby
modliła się do św. Rity. Zmarła pojednana z Bogiem właśnie w „jej” dzień – 22
maja.
Róża w ludzie
- Duszpasterstwo rozkręciło się,
kiedy ludzie zaczęli pytać, kim była św. Rita – opowiada o. Donaj. – Opowiadam
im, że dla mnie to zwyczajna kobieta – góralka, córka słuchająca rodziców,
żona, matka dwóch synów, mediatorka między skłóconymi rodami, wdowa, zakonnica.
Jej życie pokazuje, że droga do świętości prowadzi przez nasze normalne życie.
Trzeba tylko umieć się znaleźć w konkretnych sytuacjach – dodaje. Dlatego prosi
wiernych przychodzących z różami, aby ofiarowali je tym, za którymi nie
przepadają. Pierwszym cudem, który nieustannie czyni św. Rita, jest fakt, że
mimo iż minęło 600 lat, odkąd przyszła na świat, żyje do dziś.
Najwięcej wiarygodnych informacji
o jej życiu pochodzi dopiero z materiałów zapisanych 100 lat później, w XVI w.
– w okresie jej beatyfikacji. W ciągu wieków niezapisana prawda zmieszała się z
legendą. Jeden z pierwszych biografów, o. Agostino Cavalucci z Foligno w 1610
r. napisał, że córka Antonia Lotti urodziła się w miasteczku Castello
Roccaporena. Nie wiadomo, czy stało się to w roku 1381 czy 1371. Trudno też
ustalić datę jej śmierci. Jeśli – jak uznano – żyła 76 lat, mogła umrzeć w roku
1447, ale podawany jest też alternatywnie rok 1457.
Pewne jest, że jej matka, jak św.
Anna, poczęła ją w późnym wieku. Według legendy w domu Lottich było małe okno w
dachu, przez które Rita lubiła patrzeć w niebo. Pobożni rodzice byli
szanowanymi w Cascii, targanej sporami i rywalizacją między rodami, tzw.
mediatorami Jezusa. Z ikonografii wiadomo, że umiała czytać i pisać, czego
nauczyli ją augustianie. Myślała o wstąpieniu do klasztoru augustiańskiego św.
Marii Magdaleny w Cascii, ale posłuszna rodzicom jako 12-lata poślubiła Paolo
de Mancino i żyła z nim 18 lat. Jej męża nazywano „niedobrym chrześcijaninem”,
gdyż należał do gibelinów, będących w opozycji do Kościoła rzymskiego.
Biografowie, którym zależało, by uwydatnić cierpliwość i wytrwałość Rity, która
„jak baranek znalazła się w szponach lwa”, wyolbrzymiali wady jej męża, wyliczając,
że był gniewny, porywczy, okrutny. „Musiał mieć skłonność do złości, ale oprócz
tego, ze taki miał charakter, jego ostre reakcje mogło prowokować życie
polityczne epoki” – pisze Mario Polia w książce „Rita z Cascia. Życie prawdziwe”.
Z biografii zapisanej przez
siostry augustianki dowiadujemy się, że żona z właściwą sobie dobrocią „przezwyciężyła
opór męża”. Przed śmiercią przez zasztyletowanie był już nawrócony i pozbawiony
chęci rodowej zemsty, którą żyli jego krewni. Rita publicznie przebaczyła
zabójcy i modliła się, by dwaj synowie nie chcieli pomścić ojca. Znała nazwisko
mordercy, ale nie ujawniła go nikomu. Synowie nie splamili rąk krwią, zmarli
jednak podczas zarazy, zostawiając samotną matkę. Zrozpaczona chciała zaleczyć
rany, wstępując do klasztoru klauzurowego. Jednak nie przyjęto jej, bo była
wdowę po zamordowanym i obwiano się, że może czuć nienawiść do mordercy męża. Według
podań, kiedy liczyła 36 lat i miała za sobą kilka bezskutecznych próśb o
przyjęcie do klasztoru klauzurowego, przeniosło ją tam „w niepojęty sposób”
trzech świętych. Po tym cudzie pozostała w zakonie 40 lat, czasem wychodząc za
klauzurę, by pomagać potrzebującym. W tym czasie za jej sprawą dokonało się tak
wiele cudów, że kiedy dzwony same odezwały się, obwieszczając jej śmierć,
ludzie powtarzali: „Zgasła święta”.
Cierpliwość św. Rity ilustruje
opowieść o tym, jak na polecenie przełożonej wytrwale podlewała suchy winny
krzew, aż się zazielenił. Zimą, rok przed śmiercią, poprosiła kuzynkę, aby
przyniosła jej różę z rodzinnego ogrodu. Tamta poszła, by spełnić wolę ciężko
chorej i zaskoczona znalazła kwitnące na śniegu kwiaty. „Podczas gdy wszystko
było skute lodem, ta róża obwieszcza umierającej Ricie miłość Jezusa, który
odwzajemnia jej wielkie uczucie” – pisze Mario Polia.
Z głową na kolanach
Została kanonizowana 24 maja 1900
r. we Wniebowstąpienia Pańskie, przez papieża Leona XIII, który nazwał ją „drogocenną
perłą Umbrii”. Na kanonizacji obecne była 19-letnia Giovanna Fasce, która
właśnie wtedy postanowiła wstąpić do augustianek w Cascii. Propagowała kult św.
Rity, a 50 lat po śmierci została beatyfikowana jako Teresa Fasce. W
kanonizacji brała też udział Polka – 18-letnia Maria Zembaczyńska. Podobnie jak
Giovanna właśnie wtedy zdecydowała, że zostanie mniszką augustiańską. Dzięki
niej w Krakowie zaczęto modlić się do św. Rity. Podczas okupacji w najbardziej
newralgicznym miejscu Krakowa – blisko Kazimierza, z którego wywożono do
Auschwitz Żydów, w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej Niemcy zezwolili na
umieszczenie figury świętej. – Hitlerowcy zakazywali kultu polskich świętych,
ale Rita pochodziła z kraju sprzymierzonego z hitlerowcami, więc się zgodzili –
tłumaczy o. Donaj. Pełną ekspresji rzeźbę wykonał architekt Adolf
Szyszko-Bohusz. Prawdopodobnie znalazła się w kościele św. Katarzyny za sprawą
gospodarza miejsca – o. Alfonsa Kurowskiego OSA. Chciał w miejscu pełnym
beznadziei, tragicznie ogołoconym z mieszkańców, przypomnieć o świętej od spraw
niemożliwych. Tak dwa i pół wieku po śmierci nazwał ją po raz pierwszy
portugalski eremita Francisco de Brito.
Ciało św. Rity nigdy nie spoczęło
pod ziemią. Nieuległe rozkładowi, pociemniałe i wyschnięte można oglądać przez
ściany kryształowej trumny. W jubileuszowym roku 2000 podwieszona do
helikoptera poleciała z Cascii do Watykanu. Modlił się przed nią Jan Paweł II,
który miał ogromną cześć do świętej. O. Donaj przyznaje, że od dawna nie
pobiera się relikwii z jej ciała. On sam dostaje co jakiś czas od matki
Nataliny ze zgromadzenia sióstr augustianek w Casii zawałki zmienianej tuniki,
którą siostry okrywają zwłoki.
W 1950 r., kiedy zlikwidowano
zakon augustianów w Polsce, kult świętej zamarł. Dziś nieustannie słychać o
nowych miejscach, gdzie ją czczą – w Błociszewie, na warszawskim Żoliborzu, w
Nowym Sączu, Rzeszowie, Włosaniu. Od modlitw i wezwań do św. Rity huczy
zeświecczony internet. „Trzeba tylko cierpliwości, by samemu się zmienić
wewnętrznie, by łaska, o którą prosimy, była nam udzielona” – taki prosty
wykład teologiczny wygłosiła na jednym z forów modląca się za jej
wstawiennictwem internautka. W sanktuarium w Cascii znajduje się fresk przedstawiający
św. Ritę opierającą głowę na kolanach Chrystusa – sędziego świata. Jest jak
mała dziewczynka, której próśb nie można nie spełnić.
Za: Barbara Gruszka-Zych: Kobieta
z cierniem, w: Gość Niedzielny nr 21/2015, 24 maja 2015, s. 28-30.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz