Siostra Aleksandra wstąpiła do klasztoru Augustianek w 1947 roku. Wówczas obecna figura św. Rity miała zaledwie pięć lat. Powstała ona z inicjatywy ówczesnego proboszcza o. Hilarego Kurowskiego, na miejscu ołtarza prostej roboty stolarskiej z XVII-wiecznym obrazem świętej, który został darowany do kaplicy sióstr.
Krótkie nabożeństwa ku czci św. Rity, jak wspomina s. Aleksandra, odbywały się w każdy czwartek, a 22 maja istniał tylko kult lokalny.
Osobiste spotkanie
— Podczas obłóczyn zakonnych moja towarzyszka otrzymała za patronkę św. Ritę, augustiankę z Cascii. Zainteresowało mnie to nowe imię i poznałam pokrótce jej życiorys — opowiada s. Aleksandra.
Łaska narodzin i uzdrowienia
Augustianka zna wiele niezwykłych historii związanych ze świętą. Oto jedna z nich:
— Gdy byłam młodą katechetką przy parafii św. Katarzyny, a proboszczem był już kapłan diecezjalny, ks. kan. Stefan Jaworski, miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Młoda mężatka, która była chora na raka spodziewała się dziecka. Prymitywne leczenie nie dawało szans ani na urodzenie zdrowego dziecka, ani przeżycie matki. Wówczas proboszcz razem z jej mężem, Lucjanem Przeniosło, serdecznie prosili św. Ritę o łaskę szczęśliwego rozwiązania i zdrowie dla matki. I pomoc przyszła — żona urodziła zdrową córeczkę i sama wyzdrowiała, a pan Lucjan zaraz poszedł do Urzędu Stanu Cywilnego i zapisał imię Rita. Uroczysty chrzest maleńkiej Rity zapoczątkował w parafii popularność nabożeństwa i imienia tej świętej — opowiada s. Aleksandra.
Kolejne nabożeństwa miały już bardziej oficjalny charakter, a 22 maja święcono róże dla wiernych.
Dokumentacja
W 1982 roku s. Aleksandra rozpoczęła prowadzenie systematycznej korespondencji dotyczącej św. Rity według Dziennika Podawczego — przybywały roczne teczki, po jakimś czasie po dwie w ciągu roku. W 1986 r. augustianka założyła Album czcicieli św. Rity, ponieważ z listami napływały zdjęcia, będące dokumentacją szczególnych interwencji. W chwili obecnej istnieje już oddzielne archiwum: ok. 24 teczki akt luźnych i 5 Dzienników Podawczych. — W międzyczasie udzieliłam kilku wywiadów, które zostały opublikowane w czasopismach katolickich, m. in. Wydawnictwo „LIST” wydało numer specjalny poświęcony św. Ricie, a mnie nadano tytuł sekretarki św. Rity — mówi zakonnica. — W początkowym okresie traktowałam to jako rzetelny obowiązek, wyznaczony przez przełożonych. Najpierw była propozycja o. Williama Faixa OSA, następnie konkretne polecenie Matki Klary Grelewicz OSA. Z czasem jednak kontakty z korespondentami przybrały postać pośrednictwa duchowej łączności, współczucia i miłości, przez co św. Rita stała mi się bardzo bliska, przyjacielska, a nawet obecna — dodaje.
Zawał
Siostra Aleksandra osobiście doświadczyła pomocy św. Rity. Tak wspomina ten fakt:
— Oto doświadczenie tak bardzo osobiste. Wydarzyło się to 21 lipca 2011 roku. W godzinach popołudniowych zgłosiłam dolegliwości sercowe Matce Antoninie, która natychmiast skontaktowała się ze Szpitalem Braci Bonifratrów — miałam przyjść na badanie. EKG nie wykazało konkretnych zmian, pobrano do badania krew, wynik miał być za godzinę. Po godzinie otrzymałam wyraźny nakaz zgłoszenia się na oddział. Były ze mną Matka Antonina i s. Weronika. Otrzymałam jednoosobowy pokój, jeszcze raz pobrano mi krew. Był też kapłan, umówiliśmy się na spowiedź świętą na następny dzień, bo w tym było już za późno. Zostałam sama, gdy przyszedł lekarz i oznajmił: „wynik wskazuje na konieczność specjalistycznego badania, jest już załatwiony transport do Kliniki Jana Pawła II, zaraz będą panowie z pogotowia, proszę się przygotować...”. W windzie zapytałam o godzinę — było 45 minut po północy — pomyślałam: „Święta Rito — S.O.S”. Jazda z Trynitarskiej na Prądnik była długa, bardzo trzęsło, a na zakrętach zarzucało. Siedzącego obok lekarza zapytałam: „Panie doktorze, dlaczego tak szybko?”. „Bo jest zawał” — padła odpowiedź. Była to pierwsza diagnoza. Wreszcie minęliśmy fasadę z postacią Jana Pawła II, a ja pomachałam ręką na powitanie. Zaraz potem sala zabiegowa, z noszy prosto na stół, kilka formularzy do podpisania, już z datą 22 lipca... Szybkie przygotowanie, miejscowe znieczulenie i zabieg. Kończąc, lekarz powiedział: „Do końca życia trzeba codziennie zażywać dwie tabletki”.
Na sali chorych zapytałam pielęgniarkę, która jest godzina. „Dochodzi 2.30” — odpowiedziała, a po chwili dodała: „Dokładnie 2.20”. „Święta Rito, twój i mój dzień” — pomyślałam.
Godziny leżenia bez ruchu, najpierw cztery, po następnym opatrunku osiem. Ściśnięta elastycznymi bandażami modliłam się aktami strzelistymi i czułam jej bliskość, prosząc o przekazanie tej ofiary.
Po pięciu dniach następny zabieg. 1 sierpnia opuściłam szpital, aby po dwóch tygodniach rekonwalescencji wrócić do zaległej korespondencji. Ostatnio jej tempo trochę zwolniło, młodsi bowiem piszą krótkie prośby i podziękowania za pomocą poczty elektronicznej, przejętej już przez s. Krystynę — i tak współpracujemy po siostrzanemu.
Trzy miesiące po zabiegu, podczas kontrolnego badania (echo serca) lekarz powiedział: „Gdybym tego nie wiedział, to nigdy bym nie powiedział, że tu był zawał...”.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZF/ZFS/rafael_2012_rita_01.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz