Siła modlitwy i owoce dobrych czynów
Jestem mężatką od prawie 8 lat. Po pół roku małżeństwa okazało się, że jestem w ciąży. Byłam trochę zaskoczona nową sytuacją, ale szczęśliwa. Niestety, szczęście trwało krótko, poroniłam. Do dziś nie wiem, dlaczego tak się stało. Byłam zrozpaczona i zła na cały świat. Wszyscy zapewniali mnie, że będzie w porządku, więc w to wierzyłam. Mijały kolejne lata, a ja dalej czekałam, że wreszcie się nam uda. Zaczynałam być niecierpliwa, z zazdrością patrzyłam na dzieci wokół, serce mocno bolało. Postanowiliśmy z mężem zacząć leczenie, poszukać przyczyny, znaleźć sens dalszego życia. Wszędzie dostawaliśmy nadzieję i tylko na tym się kończyło. Byłam załamana, psychicznie i fizycznie wykończona, i miałam coraz większe pretensje o swój los, czasami nawet do samego Boga. Nic mnie nie cieszyło, nic mi się nie chciało, ludzie wokół przestali mnie interesować. Żyłam jakby na obcej planecie. Przez cały ten czas jednak starałam się być blisko Boga, modliłam się o dziecko, w wielu kościołach pisałam prośby w tej intencji. Najbliższa rodzina również modliła się o macierzyństwo dla mnie, ale chyba najwięcej zawdzięczam modlitwom mojej babci i Cudownemu Medalikowi Niepokalanej. Od półtora roku jestem szczęśliwą matką, mam wspaniałego syna. Nie ma dnia, żebym nie dziękowała Panu Bogu i Matce Bożej za każdy jego uśmiech, za każdy włos na głowie, za każdy dzień spędzony razem. Myślałam, że już nic lepszego w życiu mi się nie zdarzy, a jednak po raz kolejny doświadczyłam cudu. Czekam teraz z niecierpliwością na narodziny naszego drugiego dziecka. Wierzę i ufam Opatrzności Bożej, że wszystko będzie dobrze, że urodzę zdrowe dziecko. M. A.
Za: "Rycerz Niepokalanej" nr 12/2005
------------------------------------------------------------------
Dzięki wstawiennictwu Siostry Faustyny otrzymałam łaskę uwolnienia od lęku. Od kilku lat idąc do kościoła, bałam się, że nie wytrwam do końca Mszy, byłam niespokojna, odczuwałam przyspieszone bicie serca, zawroty głowy i uczucie, że mogę upaść. Wynikało to z mego stanu zdrowia, cierpiałam na nerwicę i depresję. Przepisane przez lekarzy tabletki antydepresyjne spowodowały problemy sercowe, więc musiałam je odstawić. Wtedy przeczytałam książkę o św. Siostrze Faustynie i zaczęłam się modlić do Miłosierdzia Bożego i prosić ją o wstawiennictwo. Codzienie odmawiałam Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Pan mnie wysłuchał. Nie odczuwam żadnych lęków ani w drodze do kościoła, ani na Mszy św., ani w innych okolicznościach. Wierzę, że stało się to za przyczyną św. Siostry Faustyny.
Za: "Orędzie Miłosierdzia" nr 57
-------------------------------------------------------------
Przed rokiem miałam zawał serca: 22 grudnia 1960 roku byłam w szpitalu, wróciłam z niego, ale musiałam leżeć, nie mogłam chodzić do kościoła, bo atak serca powtarzał się co tydzień. Zbliżała się uroczystość nawiedzenia naszej parafii przez Matkę Bożą Jasnogórską, modliłam się gorąco do Niej o zdrowie. W przeddzień nawiedzenia powoli wstałam i słaba, o lasce poszłam do kościoła do spowiedzi świętej. W dniu nawiedzenia przyjęłam Komunię Świetą i modliłam się gorąco o zdrowie przed Obrazem Matki Bożej. Od tego czasu upłynęły trzy miesiące i jak dotąd ataku jeszcze nie miałam, nie leżę wcale. Za tę łaskę Matce Najświętszej najserdeczniej dziękuję i dziękować będę zawsze.
Za: "Jasna Góra" 3/2003
-----------------------------------------------------------------------
W 1995 r. leżałem w szpitalu nieprzytomny po zawale serca. Nie byłem świadomy, że nieznany mi zakonnik udzielił mi wówczas Sakramentu Chorych. Kiedy się ocknąłem, w kieszeni szpitalnej obok mojego różańca znalazłem wizerunek Matki Bożej. Bóg zapłać za to Ojcu. Wierzę w to, że modlitwa Ojca przy udzieleniu mi sakramentu została wysłuchana przez Boga i mogłem powrócić do zdrowia.
lekarz medycyny Za: "Nasza Arka" nr 2/2004
---------------------------------------------------------------------
Jedenastoletni Łukasz miał ciężki wypadek. Został potrącony przez samochód. Lekarze stwierdzili stłuczenie mózgu, złamanie miednicy i prawej nogi. Badania tomograficzne wykazały dwa stłuczenia. Przez 4 dni Łukasz był nieprzytomny, leżał podłączony do respiratora. Lekarze stwierdzili, że jego stan jest bardzo ciężki i należy liczyć się ze śmiercią, jeśli jakoś z tego wyjdzie, to nie będzie już taki, jaki był. Zaraz po wypadku moja mama przyniosła mi tekst "Koronki do Miłosierdzia Bożego" i prosiła, żeby ją odmawiać, co też z mężęm i córką czyniliśmy, błagając o zdrowie dla Łukasza. W jego intencji zostały odprawione Msze święte i wiele osób modliło się za niego. Gdy Łukasz odzyskał przytomność, zmysły wracały do pracy. Trwało to 10 dni, które dla mnie stawały się wiecznością, ale lekarze twierdzili, że dziecko bardzo szybko wraca do zdrowia. W sumie w szpitalu był tylko 3 tygodnie, potem w sanatorium a w maju wrócił do szkoły. Wiem, że życie i zdrowie Łukasza zawdzięczam Miłosierdziu Bożemu; to, że nie ma żadnych zmian w mózgu, żadnych zaburzeń - to jest łaska wymodlona u Boga.
Za: "Jasna Góra" 4/2003
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz