"On wyszedł z grobu"
"Chcę podziękować św. Ricie za wstawiennictwo u Boga w intencjach, które zanosiłem do Boga i Matki Bożej przez jej wstawiennictwo. Dziękuję za szczęśliwy przebieg dwóch operacji u mojego brata Czesława, mimo sytuacji beznadziejnej. (...) Lekarz operujący mojego brata, powiedział do mnie, kiedy dziękowałem za operację, że "to nie jego zasługa, bo z tego się nie wychodzi". Tu "Ktoś" inny działał - Jemu dziękujcie. Brat mój wrócił już do domu i dobrze się czuje" - czytamy w świadectwie jakie w parafii Matki Bożej Niepokalanej w Nowym Sączu złozył paulin o. Anzelm Frączek.
Czesław Frączek, brat ojca Anzelma, dwa lata temu 8 września poczuł ból w okolicy brzucha. Lekarz, do którego się zgłosił powiedział, że popękały mu wrzody. Pomimo zażywania środków przeciwbólowych ból stawał się coraz mocniejszy. Mężczyzna został przewieziony do szpitala w Nowym Sączu.
Okazało się, że to trzustka.
- Przeleżałem miesiąc w szpitalu. Lekarze dwa razy proponowali mi operację, ale się nie zgodziłem. Któregoś dnia odwiedziła mnie lekarka z rodziny. Zobaczyła, że mam na ciele niebieskie plamy. To ją zaniepokoiło. Cały czas miałem bardzo wysoką gorączkę. Kiedy żona poszła na konsultację do ordynatora ten powiedział jej, że "rozpadła" mi się trzustka - opowiada Czesław Frączek.
Od tego momentu pan Czesław zdawał sobie sprawę jak bardzo jest chory. Wciąż jednak nie godził się na operację. Ze szpitala w Nowym Sączu przeniósł się do szpitala w Krynicy, gdzie po badaniach dowiedział się, że ma otrzewnowe zapalenie trzustki.
Nie było na co czekać.
Od razu została podjęta decyzja o operacji. - Po nacięciu wyleciały ze mnie 2 litry ropy. Sam ordynator mówił, że jeszcze czegoś takiego nie widział. Przetrwałem tę operację, a potem miałem sączki i ropa ściekała ze mnie. Którejś nocy przyszedł ordynator i powiedział, że trzeba zrobić kolejną operację. Kiedy przywieźli mnie po operacji zauważyłem, że mam stomię. Brzuch miałem pocięty jeszcze bardziej niż za pierwszym razem - mówi mężczyzna i dodaje: - Rano ordynator powiedział mi, żebym się nie załamywał, gdyż stomię będę miał tylko miesiąc. Okazało się, że ropa uszkodziła mi jelito.
Pan Czesław wyszedł do domu na Boże Narodzenie. Minęło dwa i pół miesiąca i okazało się, że jelito się zrosło. Lekarze usunęli "worek".
Pomogła św. Rita
- Kiedy mój brat Anzelm dziękował ordynatorowi, powiedział: "Dzięki Bogu, że to złota rączka robiła". A lekarz powiedział, że był tylko narzędziem, że rządził Pan Bóg. Od tej pory zaczęliśmy jeździć do św. Rity. Nie opuściłem ani razu miesięcznej nowenny w Nowym Sączu. Choć i już w szpitalu codziennie modliłem się, by mi pomogła. Dwa razy dziennie chodziłem na modlitwę do kaplicy - wyznaje Czesław Frączek.
Mężczyzna opowiada, jak któregoś dnia jego żona zadzwoniła do lekarza i zapytała, czy pamięta Czesława Frączka. Wówczas lekarz odpowiedział: "A, Czesiu, on z grobu wyszedł".
Także we wsi ludzie mówili, że pan Czesław zmarł. - Jeden kolega to już nawet za mną płakał. Ja sam też już pogodziłem się, że muszę umrzeć. Poszedłem nawet do księdza, aby udzielił mi sakramentu namaszczenia chorych. Żyję i uważam, że to cud. Z tego co przeszedłem nie wychodzi się żywym. Wiem, że pomogła mi św. Rita i bardzo jestem jej wdzięczny - kończy swoją opowieść Czesław Frączek.
Małgorzata Pabis
Świadectwo o. Anzelma Frączka:
"Jestem kapłanem zakonnym. Z kultem św. Rity zetknąłem się już podczas pobytu w Seminarium Duchownym w Krakowie na Skałce. Często odwiedzałem kościół Ojców Augustianów przy ul. Skałecznej, gdzie w bocznej kaplicy znajduje się wizerunek św. Rity. Modliłem się do Boga przez wstawiennictwo tej świętej, ale dopiero podczas rekolekcji wielkopostnych, które prowadziłem w parafii Matki Bożej Niepokalanej w Nowym Sączu, zainteresowałem się bardziej tą świętą. Zacząłem się modlić do św. Rity w trudnych sprawach i poprosiłem ją, aby była mi siostrą i razem ze mną modliła się do Boga. Bardzo często, kiedy przychodzą do mnie ludzie z trudnymi sprawami, czy to w rodzinie czy w małżeństwie - a pracuję obecnie na Jasnej Górze - to zawsze proszę ludzi, aby modlili się do Boga i Matki Bożej przez wstawiennictwo św. Rity.
To skutkuje, bo w parafii gdzie wcześniej pracowałem wielu ludzi zaczęło wzywać tę świętą na pomoc i wiele jej zawdzięczają. Udali się nawet w pielgrzymce do Nowego Sącza, aby jej dziękować.
Osobiście Bogu przez wstawiennictwo św. Rity zawdzięczam bardzo wiele łask, chociażby życie i zdrowie mojego brata. W intencji mojego brata odprawiałem codziennie Mszę św. przed cudownym Obrazem Matki Bożej na Jasnej Górze i modliłem się w nowennie i na koronce do św. Rity. Razem ze mną modliła się cała rodzina (ja czynię to do tej pory i nie przestanę). Uważam, że to, co się stało to jest cud, bo wiele rozmawiałem z bratem i wiem, że sytuacja była beznadziejna, zresztą odwiedziłem brata w szpitalu i kiedy go zobaczyłem to sam byłem bliski załamania, ale wiedziałem, że kto zaufa nie będzie zawiedziony.
Boże, bądź uwielbiony za te łaski, które ludzie otrzymują za wstawiennictwem św. Rity".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz