Trener dumy, matka szczęśliwa, a syn podbudowany

Wszechmogący Boże dziękuję Ci za wysłuchanie naszych próśb, a tobie św. Rito za wstawiennictwo, bo bez tego na pewno by się nie udało.
Zgodnie z obietnicą chciałam się z wszystkimi podzielić historią naszego małego "cudu", który udało nam się wymodlić. Otóż mój syn (13lat) od 7 lat trenuje gimnastykę i cały swój wolny czas poświęca na treningi. Całkiem dobrze mu szło, odnosił jakieś tam mniejsze lub większe sukcesy. Ok. 2-3 lata temu, gdy zaczął szybko rosnąć, zaczęły się problemy (dodam, że to sport odpowiedni dla niskich i drobnych zawodników). W dodatku pech chciał, że notorycznie przed każdymi ważnymi zawodami coś mu się przytrafiało, raz się rozchorował, drugi raz miał upadek z przyrządu i wylądował w szpitalu, trzeci raz zabrakło mu kilku pkt żeby się zakwalifikować do wyjazdu na mistrzostwa Polski, za czwartym razem zawaliła się na niego ściana starej szopy i znów był w szpitalu…. Jeżeli już udało mu się gdzieś pojechać, zżerały go nerwy i nawet jeśli na próbie coś robił dobrze, to na zaliczeniu totalnie mu nie wychodziło i wyniki były marne. Trener oczywiście nie puszczał tego płazem, więc sytuacja coraz bardziej się pogarszała. Syn był już tak załamany i zdesperowany, że któregoś dnia wrócił do domu i oświadczył, że chce zmienić szkołę i to od zaraz, że więcej tam nie pójdzie, bo już dłużej nie wytrzyma. Próbowaliśmy z mężem go przekonać, że musi jakoś wytrwać przynajmniej do końca roku szkolnego, tym bardziej, że dwa tygodnie później miał jechać z drużyną na drużynowe mistrzostwa Polski. Wszystko na nic, on już się poddał, a ja patrząc na niego nie naciskałam, wiedząc jak niebezpieczny jest to sport i jak niewiele trzeba, żeby zrobić sobie poważną krzywdę na treningu. Szkoda mi było tylko tych wszystkich lat wyrzeczeń i poświęceń – jego i moich. Nie wiedziałam co jeszcze by można zrobić. I wtedy przypomniał mi się św. Ekspedyt. Szukając w Internecie modlitw do niego, przy okazji natknęłam się też na św. Ritę. Skompletowałam modlitwy i nowenny do obojga świętych i modliliśmy się razem z synem z prośbą o wstawiennictwo. Już po kilku dniach zauważyłam poprawę! Na treningach było lepiej. W dodatku syn spokojnie przesypiał noce, co nigdy się nie zdarzało przed jakimikolwiek wcześniejszymi zawodami – bywało, że nawet o 3 w nocy do mnie dzwonił, że jeszcze nie śpi, bo się denerwuje. Ostatni dzień nowenny przypadł na dzień wyjazdu na zawody. Noc przespana. Zero zdenerwowania. Czułam wewnętrzny spokój i pewność, że będzie dobrze. I było dobrze! Nawet bardzo dobrze! Udało im się wywalczyć srebrny medal! Syn zrobił na zaliczeniu element, z którym nie mógł sobie poradzić od kilku miesięcy! Trener dumy, matka szczęśliwa, a syn podbudowany i już nie chce zmieniać szkoły.
Jeszcze raz wyrażam ogromną wdzięczność. (19.11.2014)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz