To wyjątkowa patronka od spraw nie tylko trudnych, ale wręcz beznadziejnych. Łaski, które wyprasza, po ludzku są nie do wytłumaczenia.
– „Od zawsze” uczyliśmy naszego syna modlitwy i chodzenia do kościoła. Sami jesteśmy zaangażowani w życie Kościoła. Niestety, gdy Piotrek był w wieku licealnym, poznał tzw. trudne towarzystwo, zaczął brać używki, opuścił się w nauce, miał z nami coraz gorszy kontakt, aż w końcu przestał chodzić do kościoła – opowiada Maria Kwiatkowska z Poznania. – Razem z mężem postanowiliśmy po ludzku robić wszystko, aby Piotrek wrócił na dobrą drogę, ale wiedzieliśmy, że jest nam bardzo potrzebna pomoc z nieba. Zaczęliśmy modlić się codziennie przez wstawiennictwo św. Rity, bo wiedzieliśmy, że jest to święta, która pomaga w najtrudniejszych sytuacjach. Mijały kolejne tygodnie bez zmian, ale my się nie poddawaliśmy. Mówiliśmy: św. Rito, jeśli chcesz, na pewno jesteś w stanie pomóc naszemu dziecku – dodaje.
Jakież było zdziwienie państwa Kwiatkowskich, gdy w kieszeni marynarki Piotra znaleźli różaniec i gdy wreszcie zobaczyli go na Mszy Świętej w niedzielę.
– Dziś jest studentem medycyny, znalazł wartościową dziewczynę. Po prostu jest szczęśliwy – mówi pani Maria. – A my codziennie dziękujemy św. Ricie za jej niezwykłą pomoc.
Odnaleziona
Wiadomość, że nowotwór jelita jest na takim etapie, że są już przerzuty do kości, zmienia życie całkowicie. Przekonała się o tym Karolina, 45-letnia farmaceutka z Warszawy.
– Przyznaję, że wcześniej nieczęsto chodziłam do kościoła, rzadko modliłam się i za wszystkie moje kłopoty, także za chorobę, obwiniałam Pana Boga. Mogę powiedzieć, że w tych najtrudniejszych chwilach znalazła mnie sama św. Rita. Kiedy porządkowałam dokumenty w szafie, znalazłam kartkę zapisaną przez moją babcię. Była to modlitwa za przyczyną św. Rity. Miałam ją wyrzucić, ale poczułam, jakby ktoś mnie zatrzymał. Zaczęłam czytać tę modlitwę. Gdy szłam do szpitala, zabrałam ją ze sobą – opowiada. – Czytałam ją codziennie. I trudno opisać moje zdziwienie, gdy moją najlepsza koleżanka przyniosła mi książkę o św. Ricie, przecież nic jej nie mówiłam. Coś zaczęło się we mnie zmieniać, zafascynowałam się tą świętą. Wyspowiadałam się, przyjęłam Komunię. Po raz pierwszy od dawna poczułam spokój – zaznacza pani Karolina. Kilka tygodni temu dowiedziała się, że choroba ustąpiła.
Nowe priorytety
Mateusz, informatyk z Krakowa, przyznaje szczerze, że gdyby nie św. Rita, nie zdołałby uratować swojego małżeństwa.
– Nie byłem dobrym mężem. Przez kilka lat sercem byłem oddany głównie korporacji, pracowałam całymi dniami, a kiedy przychodziłem do domu, musiałem się jakoś odprężyć. Coraz częściej pomagał mi w tym łyk alkoholu, potem już szklaneczka. Żona i jej sprawy, dwójka naszych dzieci nie zajmowały miejsca w moim planie dnia. Kasia, do której zresztą o wszystko zacząłem mieć pretensje, wyprowadziła się do rodziców – opowiada. – Dopiero wtedy zobaczyłem, co się dzieje. Powoli do mnie dotarło, że to pracoholizm i początki alkoholizmu i właśnie tracę życie. Nie wiem sam dlaczego, ale pewnego wieczoru zacząłem prosić o pomoc św. Ritę, do której często zwracała się moja mama. Postarałem się o teksty modlitw, a po odmówieniu nowenny pojechałem do Kasi i dzieci. Z trudem przekonałem żonę, aby do mnie wróciła. Dała mi szansę.
Ja wyznaczyłem sobie priorytety. A na moim biurku w pracy stoi obrazek św. Rity.
***
Święta Rita urodziła się ok. roku 1380 w Roccaporena niedaleko Cascii w Umbrii. Była jedynaczką i chciała iść do zakonu, jednak posłuszna naleganiom rodziców wyszła w wieku 14 lat za mąż za niebiednego, lecz bardzo trudnego człowieka. Przeżyła z nim 18 lat i doprowadziła go do pewnej łagodności; mieli dwóch synów. Mąż zginął z powodu waśni rodowych, synowie zmarli na zarazę, unikając w ten sposób udziału w zemście za zabicie ojca i nie zadając nikomu śmierci. Wtedy Rita mogła iść do klasztoru augustianek w Cascii. Wiodła żywot mniszki, nosiła na czole krwawiący znak ciernia Męki Pańskiej. Zmarła 22 maja 1457 r., a zaraz po jej śmierci rozpowszechnił się jej kult za sprawą licznych cudów. Jest uważana za patronkę od spraw beznadziejnych, również ludzi skłóconych i zwaśnionych, szukających pokoju.
Ewelina Steczkowska
Idziemy nr 24 (558), 12 czerwca 2016 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz